Krwawa zabawa na lodzie
Dzień piękny, słoneczny.
Jest zimowa pora.
Ludzie łowią ryby
Spod tafli jeziora.
Ktoś z bronią im każe
Opuścić jezioro.
Nie mają wyboru,
Robią to z pokorą.
Mówią im, że „obcy
Mają polowanie,
Których teraz kryje
Bielutkie ubranie”.
Wiatr od strony lasu
Głośny zgiełk donosi:
To nagonka wpędza
Na lód stado łosi.
Zagrzmiała potężna,
Groźna kanonada;
W wielkim bólu, z rykiem
Łoś za łosiem pada.
Widok przeraźliwy:
Krew wokoło tryska,
Konają zwierzęta,
Piana płynie z pyska,
Niektóre, z przerębli
Chcą wyciągnąć nogi.
Nie mogą - złamane.
Scena pełna trwogi.
Tak, że nam, wędkarzom
Żal za serce ściska,
I innym wrażliwym
Łzy z oczu wyciska.
A sprawcy tej rzezi,
Panowie myśliwi
Radują się z tego,
Są bardzo szczęśliwi.
Tak się zakończyła
W majestacie prawa
Krwiożercza, bezwzględna
Myśliwska zabawa.
Białe, maskujące
Ubrania splamione,
Krwią zabitych zwierząt
Trwale naznaczone.
Krew i kłaki sierści
Zostały na lodzie.
Tak się przysłużyli
Myśliwi przyrodzie.
Tak wyglądał relaks,
Głównie panów z miasta.
To jest ich szczególnie
Życiowa omasta.
Tak, bo wilk poluje
Jedynie dla strawy.
Myśliwi mordują
Głównie dla zabawy.
I stąd ten proceder
Budzi w nas obawy,
I nigdy myśliwym
Nie przyniesie sławy.
Może doprowadzić
Do niesnaski, kłótni,
Bo oni naprawdę
Są bardzo okrutni.
No i tacy mają
Nam przyrodę chronić?!
Przed nimi przyrodę
Czas najwyższy bronić!!!
Trzeba z tym już skończyć,
Nie „za pięć dwunasta”,
I to jak najszybciej,
Niezwłocznie i basta!!!
Bo „Czerwona Księga”
Jak krew istot żywych,
Rośnie w swych rozmiarach,
I też przez myśliwych.
Białystok, dnia 08.02.98 r.