Urokliwe nizinne strumyki, to ozdoby naszych łęgów z bogatą biocenozą

Po nich pozostały rowy, ... i żal

"Płynie, wije się rzeczka

jak błyszcząca wstążeczka.

Tu się srebrzy tam ginie

a tam znowu wypłynie.

Woda w rzeczce przejrzysta,

zimna, bystra i czysta."(...)

To fragment wiersza Juliana Tuwima zamieszczony w "Elementarzu" Falskiego dla kl. I, z którego uczyłem się ojczystego języka. Wiersz zamieszczony na końcu podręcznika pokazywał piękno meandrującego strumyka i równocześnie zachęcał dzieci do spędzania wakacji w tak pięknych miejscach. Takie rzeczki zawsze były ozdobą krajobrazu. Bardzo często meandrowały przez łęgi olchowe i odprowadzały wody ze źródlisk, zasilały rzeki. W cieniu łęgów, które zwykle im towarzyszyły, rosły krzewy i rośliny zielne, wśród których kryły się ptaki i ssaki. Potok taki z życiodajną wodą doskonale napowietrzoną na wielu małych uskokach utworzonych na wystających korzeniach olchy, dużych kamieniach i długiej trasie przepływu, mający różnorakie nisze ekologiczne był również biotopem wielu gatunków roślin i zwierząt. Wiele istot żyło w toni strumyków, przy ich dnie, a nawet na powierzchni. Inne organizmy utrzymywały się w wartkim nurcie, inne – na zakolach, czyli tam gdzie woda spowalnia swój bieg, a jeszcze inne – w zagłębieniach. W tych ostatnich niszach, gdzie zawsze woda pozostawała w czasie suszy, skupiały się ryby i liczne bezkręgowce, by przetrwać ten trudny czas. Tam najdłużej utrzymująca się woda skupiała nękanych suszą mieszkańców łęgu i jego okolicy. Liczne i ciepłe płycizny były miejscami tarła ryb.

W stromych i umocnionych korzeniami drzew brzegach rzeczek zakładały gniazda jedne z najmniejszych przedstawicieli krajowej ornitofauny – strzyżyki, natomiast niżej w wodzie, w cieniu nawisów znajdowały schronienie płochliwe płazy i ryby.

W latach sześćdziesiątych rozpoczęły się melioracje wodne i stopniowo przepięknie meandrujące rzeczki prostowano, czyli zamieniano w rowy melioracyjne. Prace te były poprzedzane wycinaniem wszystkich drzew rosnących na trasie zaplanowanego rowu; karcze likwidowano przy pomocy ładunków wybuchowych. Koparki kopiąc rów niszczyły to co Matka Natura układała miliony lat, zniszczono biotopy wielu gatunków organizmów. Głębokie rowy zmieniły stosunki wodno-powietrzne w łęgach. Prawie nieodwracalne straty! To są szkody wyrządzone przyrodzie większe od tych jakie czynią jej myśliwi i leśnicy łącznie, bo oni ingerują tylko w biocenozę, którą Matka Natura bez pracy ludzkiej ( choć nie zawsze) może przywrócić do istnienia. Zostały zniszczone biotopy wielu gatunków roślin i powiększyła się „Czerwona Księga”. To są smutne efekty kompletnego braku znajomości funkcjonowania przyrody i braku wrażliwości na jej piękno ludzi rządzących krajem w szczególności.

Następstwa tego odczuwamy i dziś. W czasie roztopów czy obfitych opadów, woda nie mieści się, w krótszym niż meandrujący strumyk, rowie i tworzy większe rozlewiska. Głębokie rowy odbierają wodę z gruntu i szybko odprowadzają ją do rzek, które z kolei nie nadążają z odprowadzaniem jej ogromnej masy i powstają tragiczne w skutkach wylewy niemieszczące się w wałach ochronnych.

Obecnie, nawet do wyprostowanych cieków wodnych, wpuszcza się oczyszczone ( nigdy do końca) ścieki. W zdecydowanie krótszych rowach niż meandrujące rzeczki z wieloma uskokami, dodatkowe samooczyszczanie jest zdecydowanie gorsze, bo na krótszej trasie przepływu i bez kaskad napowietrzanie jest niewielkie. I narzekają rolnicy, że ich zwierzęta nie chcą pić takiej wody, którą przedtem orzeźwiali się ludzie, bo była zimna i czysta.

Czyli po naszych urokliwych strumykach odprowadzających wodę ze źródlisk i ich mieszkańcach pozostały tylko rowy jeszcze uboższe w gatunki roślin i zwierząt i żal po tym co zginęło chyba bezpowrotnie. To są również tragiczne skutki braku wiedzy ekologicznej starszego społeczeństwa, naszych przodków.

Ale ja nie mogę pogodzić się z tym, że zniszczonych „kształtów żaden cud nie wróci do istnienia” i żyję wciąż jeszcze nadzieją, że ktoś przywróci te ozdoby krajobrazu, jaką były, niewątpliwie, strumyki, i ponownie będziemy mogli, jak przedtem, podziwiać dużą różnorodność biologiczną ich wód, rozkoszować się urodą ich meandrów, smaczną i kryształową wodą i wsłuchiwać się w jej szum, który jak akompaniament towarzyszyć będzie głosom przyrody ożywionej łęgów.

Te strumyki, które gdzieś jeszcze istnieją, postarajmy się zachować naszym następcom. Niech i oni zobaczą jak wiele uroku dają one naszemu krajobrazowi i jakie bogactwo życia kryją w sobie.

Krzysztof Pawłowski