Manifest ochrony przyrody
Apel do Rodaków o sprzeciw wobec kontrrewolucji ekologicznej

Motto: "Piękno tej ziemi skłania mnie do wołania o jej zachowanie dla przyszłych pokoleń. Jeżeli miłujecie ojczystą ziemię, niech to wołanie nie pozostanie bez odpowiedzi! Zwracam się w szczególny sposób do tych, którym powierzona została odpowiedzialność za ten kraj i za jego rozwój, aby nie zapominali o obowiązku chronienia go przed ekologicznym zniszczeniem! Niech kształtują nade wszystko postawy poszanowania dobra wspólnego, praw natury i życia! Niech ich wspierają organizacje, które stawiają sobie za cel obronę dóbr naturalnych!" (Jan Paweł II, 1999, Zamość).

      Idea "ekologizmu" jest bodaj najważniejszym nowym kompasem, w jaki wyposażył ludzkość wiek 20. Koniec stulecia, które zrodziło gałąź wiedzy "ekologię", a której elementy przeniknęły do wielu dziedzin ludzkiej aktywności, choćby w postaci nowoczesnej ochrony przyrody i środowiska, zasady rozwoju zrównoważonegox), a także w formie nowej etyki i filozofii ekologicznej (Aleksandrowicz 1988, Skolimowski 1991), ekonomii środowiska (Borys 1999) i pro-środowiskowej polityki gospodarczej (Kozłowski 1997), był w świecie okresem głębokich przemian. Na początku lat 90. również Polska zaakceptowała ideę zrównoważonego rozwoju = ekorozwoju, stworzywszy dokument "Polityka Ekologiczna Państwa" (1991) oraz wpisując tę zasadę, jako nadrzędną wytyczną gospodarczo-polityczną, do Konstytucji. Ostatnio opracowano "II Politykę Ekologiczna Państwa" (2000), której pewne zapisy brzmią wręcz utopijnie w zestawieniu z rzeczywistym stanowiskiem władz (por. niżej).

      Niestety, koniec dziesięciolecia przyniósł nam też nasilenie działań zdecydowanie wstecznych. O ile kraj nasz dokonał znacznego postępu w dziedzinie oczyszczania środowiska, o tyle w sprawach ochrony przyrody pojawiła się stagnacja, a nawet regres (Denisiuk 2001). Im poważniej świat traktował kwestię ochrony dziedzictwa przyrodniczego i jego różnorodności, tym u nas ostentacyjniej to lekceważono. Mimo stuletniej tradycji i pięknych kart z historii polskiej ochrony przyrody, obecnie to naszych decydentów, a nie odwrotnie, należałoby posyłać do Kostaryki, Namibii lub Tanzanii po naukę tego, jak można rozumnie chronić przyrodę. Nasi politycy i administratorzy nie są świadomi nawet tego, że według Światowej Strategii Ochrony Przyrody (1980) ochrona tejże winna być integralną częścią polityki ochrony środowiska. Jako taka, ochrona przyrody nie może być zawężana do niewielkich obszarów wydzielonych i wybranych gatunków, lecz w postaci mniej rygorystycznych ograniczeń przenikać też winna wszelkie gospodarowanie zasobami naturalnymi.

      Ostatnio mamy do czynienia wręcz z kontrrewolucją ekologiczną. Nie kształceni przyrodniczo decydenci nie rozumieją problemów ekologii, ale mimo tego arbitralnie rozstrzygają o nich bez pytania o zdanie, lub nawet wbrew opiniom, fachowców-przyrodników. Gremia decyzyjne spostrzegłszy, że realizowanie zapisu o rozwoju zrównoważonym ogranicza maksymalizację zysków, przeszły do ataku. Jego przejawami jest:


Pod wpływem oznak braku determinacji u władz centralnych, a nawet jawnej ich niechęci, ruszyła z różnych szczebli administracji i samorządów lawina nieprzyjaznych postulatów i działań. Jej przejawami lub efektami jest to, że:

  1. Podważono zasadę nadrzędności dobra wspólnego nad interesami partykularnymi, czego wyrazem są zamiary prywatyzacyjne i rewindykacyjne wobec lasów i parków narodowych (te ostatnie stanowiąc 0,98% obszaru kraju dają wypoczynek ok. 11 mln ludzi rocznie); niektórzy chcieliby przekazać w prywatne ręce osób bez przyrodniczego przygotowania to wspólne dobro narodu, a wraz z nim zachodzące tam procesy ekologiczne i ewolucyjne podstawowe dla podtrzymywania życia na ziemi;
  2. Wybrane po raz pierwszy sejmiki samorządowe (też bez ekologów), ujawniły w wielu przypadkach wrogi stosunek do ochrony przyrody. Bez żenady ogłaszano żądania dokonania koniunkturalnej zmiany prawa o ochronie przyrody, by jak najmniej ograniczało ekspansję gospodarki;
  3. Niektóre samorządy poczęły głosić, jakoby pośród głównych przeszkód w rozwoju regionów był "fundamentalizm ekologów", czyli ludzi, których, co znamienne, w żadnych władzach nie ma, i którzy nie mają dostępu do skrupulatnie kontrolowanych środków przekazu;
  4. Odwieczny problem ekonomiczny, zwany "tragedią dóbr wspólnych" (Hardin, 1968), bywa rozwiązywany odwrotnie do demokratycznej zasady współdziałania i rozważnego ograniczania (reglamentowania) rozmiaru eksploatacji zasobów.


      Za tym poszły decyzje osłabiające lub demontujące formy strukturalno-organizacyjne i prawne Państwa w zakresie ochrony przyrody (Radecki 2000), przez 80 lat mozolnie tworzone przez dziadów i ojców. Odbywa się to w atmosferze pogardy dla poświęcenia poprzedników, co jest zagrożeniem dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa, jako szanującej się sztafety pokoleniowej. Oto symptomy:

  1. Osłabienie w Ustawie Kompetencyjnej poprzez pozbawienie przymiotu organu administracji rządowej statusu prawnego dyrektora parku narodowego (nie skonsultowane z przyrodnikami), co teraz zostaje wsparte interpretacjami zmierzającymi do uzależnienia go od wojewody (Mikuła 1998), a co oznaczałoby zdegradowanie parków narodowych jako obiektów rangi krajowej lub europejskiej do roli "parków wojewódzkich".
  2. Zmniejszenie i tak szczupłego, ok. 10-krotnie mniej licznego niż w Niemczech i kilkakrotnie niż w Czechach i we Francji, personelu mającego dbać o ochronę przyrody w powiększonych województwach oraz redukcja, niemal eliminacja, udziału uczonych w wojewódzkich gremiach doradczych, tak by we wszystkim mogli być przegłosowani (Olaczek 1998).
  3. Przyznanie rażąco wąskich kompetencji wojewódzkim konserwatorom przyrody (a nawet sprzeczne z Ustawą zwyczajowe podporządkowywanie ich dyrektorom wydziałów środowiska), którzy nawet gdyby byli herosami ideowymi, nie zdołaliby przyhamować niejednokrotnie szkodliwych dla przyrody zamiarów inwestycyjnych bezpośrednich zwierzchników.
  4. Zastąpienie złożonych z fachowców-przyrodników rad naukowych w parkach narodowych kontrolowanymi przez społeczności lokalne "radami" (nadzorczymi?), tworzonymi g ł ó w n i e z przeciwników ochrony przyrody; ten punkt Ustawy jest sprzeczny z jej innym punktem (14.3) mówiącym o nadrzędności ochrony przyrody wśród celów parku narodowego.
  5. Dążenia władz regionalnych do przekształcenia niektórych obszarów chronionych w obiekty bardziej rozrywkowo-zarobkowe niż służące zachowaniu przyrody (np. Tatrzański lub Karkonoski Park Narodowy, albo międzynarodowej rangi rezerwat "Świdwie").
  6. W trakcie reformy terytorialnej zignorowanie potrzeby istnienia profesjonalnych obrońców przyrody na szczeblu powiatowym, mimo przekazania części kompetencji w tym zakresie starostom.
  7. Wprowadzenie ukrytej cenzury, w postaci chronicznego odmawiania uczonym-przyrodnikom możliwości zamieszczania w głównych gazetach i tygodnikach gospodarczo-politycznych wypowiedzi przedstawiających ekologiczny punkt widzenia na sprawy gospodarcze; aby ośmieszyć postawy pro-środowiskowe zamiast fachowych autorytetów (uczonych) do publicznych wypowiedzi w telewizji wybiera się możliwie najgorzej odbieranych ekstremistów spośród "zielonych".


      Ukoronowaniem demontażu podstaw prawnych stała się ostatnia nowelizacja Ustawy o ochronie przyrody. Do jej wykonania powołano komisję złożoną w większości z przedstawicieli interesów sprzecznych z ochroną przyrody, dbając aby nie były w niej liczniej reprezentowane autorytety naukowe z zakresu ochrony przyrody, czy z zakresu prawa ochrony środowiska. Taka komisja oraz antyprzyrodniczo nastawione gremia we władzach ustawodawczych pospiesznie i niemal w tajemnicy przed społeczeństwem przeforsowały już w ciągu października 2000 projekt Ustawy przez Sejm i Senat RP. Wprawdzie dzięki godnej uznania postawie Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska udało się zmniejszyć liczbę złych zapisów, to pozostało ich wystarczająco wiele, by przewidywać ponure tego skutki dla przyrody.

      Znowelizowana Ustawa jest antyochroniarska oraz ponad dobro mieszkańców kraju i kontynentu, stawia dobro grup interesu mogących występować pod szyldem lokalnych społeczności. Pod naciskiem Senatu przyznano im ni mniej ni więcej tylko... prawo weta w decyzjach dotyczących tworzenia lub zmieniania parków narodowych i rezerwatów przyrody. Słuszny skądinąd zamysł uspołecznienia polityki ekologicznej został zrealizowany w sposób karykaturalny, będący zaprzeczeniem rozumnej demokracji. Oto poważnie ograniczono głos nauki i fachowców-przyrodników, a zamiast tego na początku wieku 21. w ochronie przyrody przywrócono prawo liberum veto. Czym się podobne prawo niegdyś skończyło dla Polski wszyscy wiedzą. Czym analogiczne prawo skończy się dla przyrodniczego dziedzictwa zobaczymy wkrótce. Czy władze nie były świadome niebezpieczeństwa? Nic podobnego. Były ostrzegane przed nim, ale w praktyce, a nie w deklaracjach, są one łagodnie mówiąc "niechętne" ochronie przyrody, co ujawniło choćby głosowanie sejmowe w kwestii Zimowej Olimpiady, przeprowadzone bez uprzedniego wysłuchania głosu nauki. Gdyby ktoś zapragnął zamienić Wawel lub Klasztor Jasnogórski w dochodowy hotel lub kasyno gry, reprezentanci narodu uznaliby to za świętokradztwo. Kiedy jednak Ustawa stwarza furtki dla uczynienia tego samego ze "świątyniami ojczystej przyrody", wprowadzając nawet zapis o możliwości ich zmniejszania i likwidowania, parlamentarzyści przyklaskują temu ochoczo. Oto miara tkwiącej w wielu oświeceniowej jeszcze pogardy dla dziedzictwa przyrodniczego, choć jego odtworzenie w razie zniszczenia jest znacznie trudniejsze od odrestaurowywania wytworów rąk ludzkich.

      W najbliższych latach czeka nas likwidowanie osiągnięć ochrony przyrody realizowane w majestacie coraz bardziej dwuznacznego prawa środowiskowego (nowej Ustawy o ochronie przyrody, Ustawy o dostępie do informacji o środowisku, znowelizowanej Ustawy o ochronie zwierząt) przez różne lokalne grupy interesu, z wykorzystaniem dla swych celów sfrustrowania biedą i bezrobociem społeczności lokalnych, z których tylko nieliczne mają dalekowzrocznych przywódców. Nowych parków narodowych nie będzie można utworzyć inaczej jak tylko na życzenie lokalnych władz, czyli to lokalne władze będą decydowały o tej części polityki Państwa. Nowych parków narodowych nie będzie można stworzyć natomiast nawet w najcenniejszych miejscach dlatego, że w Ustawie zapisano tak rozbudowane zobowiązania mieszkaniowe Państwa wobec pracowników tych jednostek, że budżetu długo nie będzie na to stać. Ślepota to, czy perfidia?

      Takie nowelizacje prawa ujawniają, że dobro wspólne narodu wystawiono już na sprzedaż, a pryncypia nakazujące jego obronę wyrzucono. I to z nieukrywanym lekceważeniem obywateli owych pryncypiów broniących (vide casus zignorowanych ponad 250 poprawek do Ustawy o ochronie przyrody proponowanych przez Państwową Radę Ochrony Przyrody i inne gremia naukowe, lub przypadek dyr. W. Byrcyna, jednego z nielicznych ludzi z zasadami, wzorowo pełniącego służbę publiczną).

      Pojawiają się też objawy histerii antyekologicznej. Jak niegdyś pierwsi chrześcijanie, tak w Polsce początku trzeciego tysiąclecia ekolodzy, zostali już ogłoszeni nieomalże "wrogami ludzi i podpalaczami Rzymu". Przytem, oskarżanym nie dano możliwości publicznej obrony. Profesjonalnych przyrodników zepchnięto do dzisiejszych katakumb - specjalistycznych pism - nie docierających ani do decydentów, ani do wyborców. Głos nauki w sprawach ekologiczno-społecznych został zastąpiony obfitującymi w błędy enuncjacjami paru dziennikarzy-monopolistów, wykreowanych przez tajemne siły na "szamanów ekologii". Nikt, poza nimi, w 38-milionowym narodzie nie ma możności wypowiadania się publicznie o sprawach przyrodniczych!

      Demontaż form strukturalno-organizacyjnych i prawnych państwa polskiego w zakresie ochrony przyrody, z trudem tworzonych od r. 1919, jest działaniem tyleż zdumiewającym, co sprzecznym ze zdążaniem do Unii Europejskiej. Mamy wstępować do UE jednocześnie okrawając i parcelując parki narodowe? Chwalimy się Puszczą Białowieską na wystawie EXPO 2000, a jednocześnie zamieniamy przeważającą jej część w las jakich wiele. Niepojęte, dlaczego w Polsce może istnieć Służba Konserwacji Zabytków, ale nie może istnieć rozwinięta Służba Ochrony Przyrody? Co więcej, urzędnikom ministerialnym i paru parlamentarzystom przeszkadza nawet społeczna Straż Ochrony Przyrody, grono za darmo pracujących obywateli. Czy nasze Ministerstwo Środowiska ma być na zawsze resortem obsadzanym według klucza partyjnego, zamiast fachowcami (Zwoździak 1993) i pozostającym poza kontrolą ze strony obywateli? Czy nigdy nie będzie w nim miejsca dla wykształconych ekologicznie kadr kierowniczych? Wszak resort ten ma współkształtować środowisko przyrodnicze kontynentu, a wraz z nim warunki życia pokoleń Europejczyków.

      Nie jest też wolą naszych obywateli, by kraj stał się antyekologicznym zaściankiem. Wg październikowego sondażu Instytutu na rzecz Ekorozwoju aż 95% obywateli opowiedziało się za tym, żeby "wszystkie działania prowadzone w parkach narodowych były podporządkowane ochronie przyrody". Mimo tego wysocy administratorzy wolą realizować oczekiwania najbardziej krzykliwych grup interesu.

      Zapytać więc trzeba: W jakim kierunku chcemy zmierzać, my Polacy? Czy z innymi narodami w kierunku racjonalnego świata, czy też pod prąd ratunkowych idei tworzonych przez zagrożoną cywilizację, a z lansowaniem przestarzałych wzorców postępowania i tworzeniem dwuznacznego prawa? Czy w wieku 21. Polska będzie zmierzała ku przeszłości, wycofując się z ochrony dziedzictwa przyrodniczego, wykluczając głos profesjonalnych ekologów w sprawach gospodarowania zasobami przyrodniczymi i ignorując opinię nauki? Czy rzeczywiście mamy zrezygnować z powiększania i tworzenia parków narodowych, dziś zajmujących 0,98% obszaru kraju, gdy w Europie średnio 1,2%, a w świecie prawie 2,0% powierzchni? Czy w przeciwieństwie do narodów tak Zachodu, jak i Wschodu, mamy zrezygnować z dużych ścisłych rezerwatów przyrody (kat. I wg. Światowej Unii Ochrony Przyrody, tzw. "zapowiedników"), których na świecie jest już 1460, ale których nasze prawo nadal nie przewiduje? Twórcy nowej Ustawy zignorowali te propozycje, mimo że jakoby przystosowywali prawo do międzynarodowego.

      Polska ochrona środowiska jest ciężko chora na "antyprzyrodniczość". Jak zła macocha, jest niechętna żywej przyrodzie, nastawiona niemal wyłącznie na fizyko-chemiczne oczyszczanie środowiska, co skądinąd też jest potrzebne, ale daleko nie wystarczające. Podawane przez GUS informacje o stanie żywej przyrody są ponadto nagminnie zafałszowywane (Tomiałojć 2000).

      Wszystko to wymaga byśmy poruszeni rozmiarem szkodnictwa apelowali do światłych Rodaków o podjęcie przeciwdziałań.
Ojczysta przyroda jest wspólnym dobrem. Tego dobra narodowego nie wolno jeszcze oddawać w ręce lokalne, gdyż świeżo powstała administracja tego szczebla nie ma dostatecznej świadomości ekologicznej, ani często nie potrafi dojrzeć nawet swego dalekowzrocznego interesu wynikającego z zasady zrównoważonego rozwoju. Demonstrowana dziś naiwność warszawskich decydentów nie znających realiów, jakie panują w odległych zakątkach kraju, będzie kosztowała polską przyrodę bardzo dużo. Przedwczesne, wręcz bezmyślne, przenoszenie na nasz grunt nieadekwatnych rozwiązań zachodnioeuropejskich odbywa się z przeoczeniem tego, że polskie lokalne społeczności są zupełnie pozbawione ludzi z wykształceniem przyrodniczym oraz mają zaledwie ok. 1% ludzi z wykształceniem wyższym. To od świadomych obywateli powinno zależeć, w jakim stanie przekażemy dzisiejszą przyrodę i środowisko przyszłym pokoleniom, a nie od najbardziej niedouczonych. Dlatego trzeba wystąpić zdecydowanie w obronie ponadpokoleniowych wartości przed groźbą ich erozji opartej na niewiedzy lub na przyziemnej doraźności.

Z apelem - OBUDŹCIE SIĘ - zwrócić się trzeba do Rodaków, zwłaszcza zaś do:


      Pozostaje sprawa taktyki. Łatwość, z jaką dokonuje się demontaż polityki pro-środowiskowej podważa założenie, jakoby właściwe było tworzenie "zielonych" frakcji przy różnych partiach politycznych. Prowadzi to do nietwórczego rozszczepienia w każdej z nich na technokratyczne kierownictwo i na pozbawioną możliwości działania "zieloną" przybudówkę. Dlatego, po pierwsze - wzorem krajów sąsiednich - droga do krzewienia światopoglądu ekologicznego winna prowadzić przez rozkwit "zielonych" organizacji. Po pokonaniu naszej swarliwości powinny one utworzyć Polską Partię Ekorozwoju, opartą na ideach wieku 21., a nie na 19-wiecznym modelu kapitalizmu łupieżczego. Myśl tę dedykuję pokoleniu trzydziestolatków, w obrębie którego to zbyt wielu odchodzi ostatnio od spraw publicznych. Tylko młodsze roczniki obywateli mogą zapobiec osuwaniu się Polski w zaćmienie umysłowe wrogie najbardziej dalekowzrocznym ideom współczesnego świata.

      Po drugie, sformułować trzeba wotum nieufności wobec Ministerstwa Środowiska, jako resortu coraz bardziej lekceważącego ochronę dziedzictwa przyrodniczego. Trzeba podjąć starania o odtworzenie Departamentu Ochrony Przyrody, tym razem w ramach Ministerstwa Kultury (jak u nas przed wojną, i jak we Francji). Ochrona dziedzictwa przyrodniczego nie różni się ideowo i nie stoi w sprzeczności z ochroną dziedzictwa kulturowego. Obie idee są sobie bliskie. Natomiast Ministerstwo Środowiska mogłoby się zwać Ministerstwem Eksploatacji i Oczyszczania Środowiska, bo de facto tylko tym się zajmuje z dostatecznym przekonaniem.

      Zakończę zacytowaniem człowieka bezstronnego: "Mimo iż wiele osób nie liczy się z opiniami ekologów, wszyscy wiemy, że pomyślna kontynuacja lotu naszego "statku kosmicznego" (Ziemi) zależy od stopnia skuteczności działań tych ostatnich" (van Doren, 1997).

Wrocław, 5.05.2001

Ludwik Tomiałojć



Literatura
Aleksandrowicz J. 1988. Sumienie ekologiczne. Wiedza Powszechna - Omega, W-wa.
Borys T. 1999. Wskaźniki ekorozwoju. Wyd. Ekonomia i Środowisko, Białystok.
Denisuk Z. 2001. Ochrona przyrody w Polsce na przełomie wieków - tradycje, sukcesy, rozczarowania. Chrońmy Przyr. ojcz. 57: 5-30.
van Doren, Ch. 1997. Historia wiedzy od zarania dziejów do dziś.
Alfa fine, W-wa.
Hardin, G. 1968. The tragedy of the commons.
Science 162: 1243-1248.
Kozłowski S. 1997. W drodze do ekorozwoju. PWN, W-wa.
Meadows D.H., Meadows D.L., Randers J. 1995. Przekraczanie granic - Globalne załamanie czy bezpieczna przyszłość? Centrum Uniwersalizmu, W-wa.
Mikuła J. 1998. Noworoczna rewolucja w zarządzaniu i ochronie środowiska. Biul. PKE, 12/59: 3-4.
Olaczek R. 1998. Erozja organów opiniodawczo-doradczych ochrony przyrody. Aura 5: 6-10.
Radecki W. 2000. Miejsce przepisów o ochronie przyrody w systemie prawnym ochrony środowiska w Polsce. Problemy Ekologii 4 (6): 215-220.
Skolimowski H. 1991. Ocalić Ziemię - Świt filozofii ekologicznej. K.Straszewski, W-wa.
Tomiałojć L. 2000. Ochrona przyrody w sprawozdawczości i w praktyce. Biul. Polskiego Klubu Ekol. 2/73: 5-7.
Więcko E. 1984. Puszcza Białowieska. PWN, Warszawa.
Zwoździak J. 1993. Ministrowie z łapanki, fachowcy bez głosu. Raj, czerwiec 1993: 20.


x - "Rozwój zrównoważony = ekorozwój" jest to rozwój gospodarczy oparty na kompromisie pomiędzy potrzebami trzech równorzędnych stron: dzisiejszego pokolenia, przyszłych pokoleń ludzkich oraz przyrody/środowiska. Jest to idea bliska pojęciu sprawiedliwości społecznej, będąca pierwszym w dziejach połączeniem myśli przyrodniczej, ekonomicznej i politycznej w jedną wytyczną. Jest j e d y n ą szansą na przetrwanie naszej cywilizacji (Meadows, Meadows i Randers, 1995 "Przekraczanie granic wzrostu: globalne załamanie czy bezpieczna przyszłość?" lub Agenda 21 ze Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro, 1992).


Informacja o autorze:

Ludwik Tomiałojć, prof. zwyczajny w Uniw. Wrocławskim. Zainteresowania naukowe: ekologia, ochrona przyrody, mechanizmy regulujące liczebność zwierząt, ekologia środowisk naturalnych i antropogenicznych, rozwój zrównoważony. Od 20 lat działa w Komitecie Ochrony Przyrody PAN (był jego poprzednim przewodniczącym) i ostatnio w Polskim Komitecie Światowej Unii Ochrony Przyrody - IUCN. Prowadzi wykłady na kierunkach ochrony środowiska i biologii. Autor lub współautor ponad 170 publikacji, w tym kilku książek.

 

Do strony głównej