„Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie” (I.Krasicki)
Krwawa zabawa - rozrywka nie do obronienia
Początek maja. Ciepłe, słoneczne przedpołudnie. Lekki wiatr porusza gałązkami
olchy ozdobionymi młodymi liśćmi i roznosi daleko, przyjemne dla ucha głosy
ptaków. Nagle, silny wystrzał, groźne szczekanie psa i krzyk zaniepokojonego
bażanta przerywa ten miły nastrój. Kieruję się w tamtą stronę. Idę przez
olszyny. Pokonuję rów (kiedyś meandrujący strumyk) i z gęstwiny drzew widzę: na
jezdni przebiegającej obok lasu - mężczyznę z samochodem; psa wypędzającego z
lasu bażanta, który krzycząc podrywa się i siada na drzewie. Wychodzę z olszyn.
Zauważa mnie ów mężczyzna i przywołuje do siebie psa.
- Czy to jest pies myśliwski?- pytam właściciela.
- Tak - pada odpowiedź.
- Wobec tego dlaczego on biega o tej porze roku po lesie i płoszy bażanty?
- Zatrzymałem się, bo uszkodziły mi się światła i wypuściłem go aby trochę
pobiegał.
- A do kogo pan strzelał przed chwilą?
- Do sroki, która tu leży - odpowiada naprowadzając mnie wzrokiem. Potem
przerywa symulowaną naprawę świateł i pokazuje mi legitymację.
Czytam: ”Komendant straży łowieckiej”. Nie daję się jednak zbić z pantałyku i
zdecydowanie nakazuję opuszczenie tego miejsca, mówiąc, że w innym przypadku
będzie miał wiele nieprzyjemności. Odszedłem. Zaraz po mnie odjechał też i
strażnik.
Koniec sierpnia. Zmierzch. Jesteśmy na ambonie myśliwskiej. Obserwujemy okolicę
przez lornetkę. Nad bagnami biebrzańskimi gdzieniegdzie pojawiają się pasemka
mgły i przysłaniają rozrzucone kępy krzewów wierzby. W polu widzenia pojawiają
się dwa - nerwowo biegnące łosie. Kilkadziesiąt metrów za nimi idzie pięciu
mężczyzn - niektórzy z bronią. Gdy nas zobaczyli, natychmiast podzielili się na
dwie grupy; dwaj - skierowali się w naszą stronę, pozostali - w inną.
Gdy myśliwi zbliżyli się do ambony, jeden z nich - ten bez broni- zwraca się do
nas z prośbą o opuszczenie jej, ponieważ ma polowanie z obcokrajowcem. Zanim
zdecydowaliśmy się opuścić to miejsce - zapytałem: - Na kogo panowie polujecie?
- Na zwierza - ignorująco odpowiada przewodnik obcokrajowca.
- Proszę odpowiedzieć na jakiego zwierza - domagam się nieustępliwie.
- Na rogacza - dowiaduję się wreszcie.
- Czy nie widzieliście nic poza łosiami - pyta pan nieuzbrojony.
- Nie, tylko łosie- odpowiadamy zgodnie z synem.
Po zejściu z ambony oglądamy strzelbę dewizowca (sztucer z lunetą) i słyszymy
głos przedstawiającego się nam grzecznie podprowadzającego: - Ja jestem szefem
koła łowieckiego. Myśliwi wchodzą na ambonę, my oddalamy się idąc w kierunku wsi
z obawą o to, aby nas - o tej porze dnia, przy złej widoczności - nie pomylono z
łosiem wychodzącym zza zamglonego krzaka wierzby.
Nie ma życia bez zabijania innych organizmów. Takie jest prawo natury. Ale jest
to unicestwianie z konieczności. Człowiek pierwotny polował by zabezpieczyć
swoje niezbędne potrzeby bytowe jak odzież i żywność.
Mijały lata, wieki. Wycinano lasy i zakładano pola uprawne. Gdy produkcja
roślinna zaczęła przewyższać potrzeby zaczęto udomawiać zwierzęta na które
przedtem polowano. I tak zmniejszała się powierzchnia lasów na korzyść gruntów
rolnych. Myślistwo stopniowo zaczęło nabierać charakteru rozrywkowego, bo
źródłem mięsa i odzieży stawało się rolnictwo.
Obecnie polowania na dzikie
zwierzęta dostarczają przede wszystkim krwawej rozrywki. A bawienie się
zabijaniem nie powinno być nigdy akceptowane. Zabijanie dla przyjemności
wyraźnie potępia poeta i biskup I. Krasicki w wierszu pt. „Chłopcy i żaby”, tymi
słowami: „Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie”. Te słowa pochodzące z
osiemnastego wieku, obecnie są szczególnie aktualne. Ale dzisiaj dobrze
sytuowani i będący niejednokrotnie u steru władzy panowie myśliwi - bo tacy
przede wszystkim zajmują się tą pasją - wpakowali swoją rozrywkę w ramy ochrony
przyrody, co wyraźnie potwierdza ustawa o prawie łowieckim. I myśliwi, jako
rzekomi ochroniarze przyrody, mogą bez pozwolenia polować na obcych gruntach.
Czy nie wygląda to jak niebezpieczne - bo z bronią palną - bezprawie?!
O nieszczęśliwych wypadkach na polowaniach nie raz dowiadujemy się z prasy.
Ja jako miłośnik i podglądacz przyrody często do późnych godzin przebywam na
polu, łące czy w lesie i wracam po zachodzie słońca. Mój strój maskujący
ułatwiający mi podglądanie przyrody może wprowadzić w błąd rozkoszującego się
zabijaniem zwierząt - myśliwego, co może dla mnie jak i dla wielu mi podobnych
skończyć się tragicznie. Podsumowując, można by powiedzieć, że myśliwi
dysponujący nowoczesnymi strzelbami, są zagrożeniem dla naszej Przyrody i
niekiedy zagrożeniem dla tych którzy ją kochają i podziwiają w dzień a nawet w
nocy (słuchanie głosów sów). Hobby panów z dwururkami naprawdę nie ma nic
wspólnego z ochroną przyrody; oni to przeważnie zabijają zwierzęta zdrowe i
dorodne, a nawet te które sprzyjają rolnikom ( np. kuropatwy). A jaki
związek z ochroną przyrody ma zabijanie np. słonek, jarząbków?
Prawie każdy myśliwy „pozyskuje” więcej zwierząt niż to wynika z
wydanego pozwolenia na odstrzał, o ile zdoła uniknąć kontroli drogowej w czasie
transportowania zwierzęcych tusz. W związku z tym, wydaje mi się, że łowiectwo, w
imię dobra przyrody i również z uwagi na niewychowawczy charakter tej pasji,
która polega głównie na relaksowaniu się zabijaniem dzikich zwierząt, powinno być
obecnie kategorycznie zabronione. Myśliwi powinni sobie zdawać sprawę z tego, że
rośnie armia przeciwników krwawych procederów jakimi są polowania z bronią w
rękach, i niezadowolenie nabierze tak dużych rozmiarów, że niedługo miłośnicy
dzikiej przyrody posuną się do pożytecznego „bezprawia” w imię ochrony dzikich
ssaków i ptaków, które w systematyce jakże są blisko człowieka. Panowie
myśliwi, bądźcie spokojni - stan liczebny i gatunkowy populacji ssaków i ptaków
zmieni się z korzyścią dla przyrody i bez Was; natura sama zadba o to, i to
zdecydowanie lepiej, bo doprowadzi do stanu równowagi dynamicznej w
ekosystemach.
A jak na to zareagują rolnicy i leśnicy? - nasuwa się pytanie. Będą ogradzali
swoje plantacje na stałe; i jeszcze bardzo skutecznie chronią przenośne
ogrodzenia elektryczne najnowszej produkcji. Można również odstraszać zbliżające
się zwierzęta emitując co pewien czas z dyktafonów głosy zmuszające je do
ucieczki (takie sposoby stosują sadownicy); dobry skutek daje również zapach
włosów ludzkich wyłożonych na chronionym terenie. Wszyscy, którzy chętnie
odpoczywają na łonie natury - a takich mamy coraz więcej - będą bezpieczni o
każdej porze dnia i nocy mogli podziwiać coraz bogatszą w ssaki i ptaki naszą
ojczystą przyrodę.